Bomber z Wrocławia. Prokurator chce kary 25 lat więzienia!

– To był wybryk, incydent, zastraszenie – twierdzi Paweł R. ( 23 l.), który w maju ubiegłego roku podłożył bombę domowej roboty, pełną gwoździ i śrub, we wrocławskim autobusie linii 145. Innego zdania jest prokuratura, która oskarża go o próbę zabójstwa wielu osób. Chociaż studentowi groziło dożywocie, dziś, podczas kolejnej rozprawy, prokurator w swojej mowie końcowej zawnioskował o karę 25 lat pozbawienia wolności.

19 maja 2016 to data, która zapisała się w pamięci wielu osób. To właśnie wtedy Paweł R. dokonał próby pierwszego w Polsce zamachu terrorystycznego. Młody student politechniki podłożył domowej roboty bombę samowarową w zatłoczonym autobusie komunikacji miejskiej linii 145.  Wcześniej zadzwonił na pogotowie ratunkowe i zażądał złota, grożąc, że inaczej będą we Wrocławiu wybuchać bomby.

Ładunek, który umieszczony był w reklamówce zostawił w samym środku pojazdu. Podejrzany pakunek zauważyła jednak jedna z pasażerek, przekazując go kierowcy. Ten, od razu zrozumiał, że w środku jest bomba. – Miałem kilka sekund na podjęcie decyzji. Wyniosłem reklamówkę na przystanek a pasażerom kazałem uciekać – wyznał Dariusz Kondziela, kierowca autobusu. Chwilę później doszło do wybuchu.

– Oskarżony wzorował się na zamachu w Bostonie, gdzie bomby domowej roboty zabiły trzy osoby, swoimi odłamkami raniąc 264 osoby – mówił podczas mowy końcowej prokurator Tomasz Krzesiewicz. – Chciał zabić – nie ma wątpliwości oskarżyciel. – Eksperyment, który wykonaliśmy w czasie trwania śledztwa pokazuje, że gdyby ładunek skonstruowany był poprawnie, zginęłyby dziesiątki ludzi – mówi Krzesiewicz.

Na szczęście młody mężczyzna pomylił proporcje i siła wybuchu nie była tak duża jak zakładał. W środku samowaru były gwoździe i śruby, które miały rozbryznąć się z ogromną siłą i zabić znajdujących się wokół bomby ludzi.

 – Jestem spokojnym człowiekiem, nie jest to do mnie podobne. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale wierzyłem w swój absurdalny plan – wyjaśnił Paweł R. ( 23 l.). – W domu żałowałem, chciałem iść nawet na policję, ale zrezygnowałem – dodał.  Prokurator twierdzi, że skrucha oskarżonego nie jest prawdziwa. – Jego działania były wyrachowane i przemyślane. Nie działał przypadkowo – mówi Krzesiewicz.

– Opinia o ograniczonej poczytalności i młody wiek oskarżonego sprawiły, że zamiast o dożywocie, wnioskuję o 25 lat pozbawienia wolności – podsumował prokurator.

 

Źródło: http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/wroclaw/wroclaw-proces-zamachowca-z-wroclawia/w8mr523

20.10.2017