Radość, tańce i dobra zabawa. Tak zazwyczaj kojarzą się festyny i małe, lokalne imprezy. Ta zabawa, która miała miejsce w czerwcu 2019 r. w Skarbimierzu Osiedle (w woj. opolskim), nie budzi jednak w mieszkańcach miejscowości pozytywnych skojarzeń. Jeden z uczestników festynu w wyniku tragicznej bójki trafił do szpitala, gdzie trzy miesiące później zmarł. Teraz oskarżeni stanęli przed sądem.
Do zdarzenia doszło około pierwszej w nocy 30 czerwca 2019 r. w Skarbimierzu Osiedle (k. Brzegu, woj. opolskie). To wtedy, wracając z festynu odbywającego się w pobliżu boiska sportowego, 46-letni Janusz D. i 23-letni obywatel Ukrainy Mykola V. mieli zostać zaatakowani przez grupę mężczyzn. Wydawałoby się niewinna bójka, jednak zakończyła się ona tragicznie dla starszego z pokrzywdzonych, który trzy miesiące później zmarł w szpitalu.
Brzeska prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Działania policji, pracującej pod jej nadzorem, doprowadziły na ławę oskarżonych Jakuba M. (27 l.), Damiana K., Adriana Z. (25 l.) i Patryka R. (28 l.) Radosław M., który według słów podejrzanych miał przewodzić akcji, zniknął wkrótce po zdarzeniu.
Podczas pierwszej rozprawy, która miała miejsce we wtorek, 24 maja w Sądzie Okręgowym w Opolu, na sali sądowej znalazło się jednak tylko trzech z nich. Damian K., jak poinformował jego obrońca, od 6 miesięcy przebywa w zakładzie karnym.
Mężczyźni zostali oskarżeni o to, że działając wspólnie i w porozumieniu narazili pokrzywdzonych na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Będąc na festynie na sygnał Radosława M. mieli zadawać ciosy, które spowodowały u obu poszkodowanych obrażenia, które doprowadziły do śmierci Janusza D. i rozstroju zdrowia na okres powyżej 7 dni u Mykoli V.
– Wiem, co mi się zarzuca. Przyznaję się do popełnienia przestępstwa, ale nie do skutku, który potem nastąpił – zeznał podczas rozprawy Jakub M. Odmówił składania zeznań i odpowiedzi na pytania prokuratora, jednak zgodził się odpowiadać na pytania sądu oraz obrońców.
Sędzia Mateusz Świst odczytał jednak zeznania Jakuba M., składane przez niego na wcześniejszych etapach postępowania. Wynika z nich, że tego wieczoru siedzieli na festynie całą grupą, wraz ze swoimi dziewczynami, kiedy Radosław M., kuzyn Jakuba, podszedł do nich i powiedział, że jacyś mężczyźni go zaczepili i zwyzywali. Miał zawołać, żeby poszli za nim.
– Nie wiem, czy można to nazwać zachęcaniem. Mówił, że trzeba coś zrobić, ale nie było jasno powiedziane co. Nie wiem, co dokładnie miał na myśli. Na pewno nie chcieliśmy spowodować takich skutków – wyjaśnia Jakub M.
Radosław M. miał wskazać na idącą ulicą dwójkę mężczyzn – Janusza D. i Mykolę V. – i powiedzieć, że to oni go zwyzywali. Tak doszło do bójki.
– Mężczyzna wywrócił się na plecy, a ja razem z nim. Ktoś pomógł mi wstać. Ten mężczyzna też wstał. Uderzyłem go dwa lub trzy razy w twarz i kopnąłem w tułów, a on się przewrócił. Uderzyłem go kilka razy. Później dobiegł do nas Damian K., krzyczał, że już wystarczy. Radek bił w tym czasie tego drugiego mężczyznę. To działo się bardzo szybko. Trwało około 40 sekund – opisywał w przytaczanych zeznaniach Jakub M.
Jak doprecyzował na sali sądowej Jakub M., bić wskazanych miały tylko dwie osoby – on i jego kuzyn, Radosław. – Pozostałe osoby nie miały w tym udziału, po prostu były – dodaje.
Podkreśla, że żaden z nich nawet nie przypuszczał, że ta bójka może skończyć się w taki sposób. Damian K. po zdarzeniu nawet pomógł poszkodowanemu Mykoli, wezwał policję i ułożył mężczyznę w tzw. pozycji bezpiecznej, by później wrócić do stolika.
O tragicznych skutkach tego zdarzenia, czyli śmierci 46-latka, czterej oskarżeni mieli jednak dowiedzieć się kilka miesięcy później.