Zbigniew Pogorzelski podkreśla, że córki nie odda, choć nakazał mu to opolski sąd. Mężczyzna przeprowadził się z trzyletnią Sarą do Wielkopolski, nie wpuszcza jej mamy do domu. To samo tyczy się kuratora z decyzją sądu w ręku. W Opolu zostawił czteroletniego syna. Anna Pogorzelska, matka obojga dzieci, jest zrozpaczona i bezsilna.
Oboje rodzice przerzucają się oskarżeniami. Istotne mają być pieniądze, ale też niepełnosprawność Sary, która urodziła się z asymetrią głowy. Pogorzelski twierdzi, że matka nie chciała się nią opiekować, a on od ponad 20 lat wychowuje niepełnosprawnego syna z innego związku.
– Zainteresowała się dopiero wtedy, kiedy Sara wyszła ze szpitala – mówi „Wyborczej” ojciec i dodaje, że matce chodzi o pieniądze, które mogłaby otrzymywać z tytułu niepełnosprawności córki.
– A teraz pan je otrzymuje, ile? – pytamy.
– 160 zł zasiłku pielęgnacyjnego – wyjaśnia.
Okazuje się przy tym, że Anna Pogorzelska złożyła wniosek o powierzenie opieki nad dziećmi zanim Sara przeszła operację. – Nie zależy mi na żadnych pieniądzach, chcę odzyskać córkę – broni się kobieta ze łzami w oczach.
Pani Anna zwraca uwagę na fakt, że ojciec dzieci jest na rencie. – Ja mam pracę. Od miesięcy płacę za żłobek Sary, choć jej nie mam, ale liczę, że ją odda. Kupiłam dwuosobowy wózek dla dzieci – dodaje.
Sąd po stronie matki
Jednym z najważniejszych argumentów, dla których Zbigniew Pogorzelski nie chce oddać córki, jest wyrok sądu, który – jak twierdzi – szkodzi jego dziecku. – Sąd zatrzymał się w latach 60. – mówi ojciec, sugerując, że w tamtych czasach opiekę nad dzieckiem zawsze przyznawano matce.
Pierwsza decyzja opolskiego sądu była jednak dla niego korzystna. Mógł on pierwotnie opiekować się Sarą. – Została zmieniona głównie ze względu na postawę ojca, który nie kładł należytego nacisku na relacje w rodzinie, w tym kontakty Sary z bratem Samuelem – wyjaśnia Wojciech Wójcik, adwokat Pogorzelskiej. Mama potwierdza, że wówczas praktycznie nie mogła się widywać z córeczką.
Sąd miał też dopatrzyć się kłamstw ze strony Zbigniewa Pogorzelskiego, który twierdził, że jest idealną osobą do zajmowania się niepełnosprawną córką, ponieważ jest rehabilitantem. W procesie okazało się, że jest elektrykiem, a ukończył jedynie kurs z leczenia niekonwencjonalnymi metodami.
Naciąga na pieniądze?
Mama Sary i Samuela jest przekonana, że nie przypadkiem ojcu dziecka zależy na niepełnosprawnej Sarze. I że nie przypadkiem też wyprowadził się z Opola.
– Wcześniej sprowadził się tutaj z Wałbrzycha wraz z pełnoletnim, niepełnosprawnym synem z poprzedniego związku. Od lat wiele osób mu pomagało, wpłacało pieniądze, dostawał paczki – mówi Pogorzelska, wskazując pierwszy z brzegu przykład. – Na cmentarzu w Półwsi jest skrzynka na dary dla ojca i syna. Nawiasem dodaje, że i ten syn ma brata. W ten sposób wyłudza pomoc – przekonuje.
Pogorzelski w rozmowie z „Wyborczą” przyznaje się, że skrzynka na Półwsi jest jego. Ojciec zaprzecza jednak, że wykorzystuje niepełnosprawność 24-letniego syna, żeby pozyskiwać pieniądze.
Zapytany o skrzynkę odpowiada: – To inicjatywa kolegi, który ją założył, żeby nam pomóc.
W czasie procesu wyszły też na jaw konta bankowe, na których Pogorzelski miał gromadzić pieniądze wpłacane przez darczyńców. Pogorzelski podkreślał wówczas, że „wpłacają nieliczni”.
55-latek przekonuje, że Sara jest z nim szczęśliwa i chodzi do przedszkola. Kiedy zwracamy uwagę, że w aktach sądowych jest dokument dyrektora placówki który stwierdza, że dziewczynka do niej nie uczęszcza, mężczyzna tłumaczy, że zabrał stamtąd córkę, by mu jej nie zabrali.
W walkę o Sarę zaangażował lokalne media i społeczność. Zimą ukazał się tekst pt.: „Zdałem egzamin z ojcostwa i zdaję go codziennie”. Czytamy w nim m.in. o pomocy siostry zakonnej i szeregu stowarzyszeń.
Jak odebrać córkę?
W najbliższym tygodniu w małej wsi w Wielkopolsce znowu pojawi się kurator, policja, opieka społeczna i oczywiście mama dziewczynki. – Liczę, że odda mi Sarę. Przecież decyzja sądu mówi o tym, że on może ją widywać – mówi z nadzieją Pogorzelska.
Bardziej sceptyczni są prawnicy. Dowiadujemy się, że „postanowienie o odebraniu dziecka przez kuratora sądowego” może nie wystarczyć, ponieważ nie wejdzie on na posesję bez zgody właściciela, czyli ojca.
Dlatego Pogorzelska złożyła w prokuraturze zawiadomienie o uprowadzeniu dziecka. Oznacza to, teoretycznie, że policja będzie mogła wejść do domu „siłą”.
– Naprawdę chce pan do tego doprowadzić? – pytamy ojca.
– Kurator będzie musiał odstąpić od egzekucji ze względu na dobro dziecka – mówił „Wyborczej” wczoraj wieczorem Pogorzelski, podczas trzeciej rozmowy z dziennikarzem.
Cytujemy tę wypowiedź jednemu z prawników. – Wygląda na to, że znalazł kruczek prawny. Niestety, ze szkodą dla córki.
2015-01-10 / źródło: Gazeta Wyborcza – Opole